OD AUTORKI:
Napisałam kolejnego one-shota, z dumą stwierdzam, że pracowałam nad nim 3 miesiące. Nie jest to zbyt długo, więc nie jest tak źle. Jak już pewnie zauważyliście usunęłam resztę postów, więc można powiedzieć, że zaczynam od zera. Mam nadzieję, że spodoba Wam się moja kolejna krótka historia i więcej osób skomentuje, niż poprzednio :*
Chłopak unosi powieki, uważnie rozglądając się za swym przyjacielem - Morim.
Napisałam kolejnego one-shota, z dumą stwierdzam, że pracowałam nad nim 3 miesiące. Nie jest to zbyt długo, więc nie jest tak źle. Jak już pewnie zauważyliście usunęłam resztę postów, więc można powiedzieć, że zaczynam od zera. Mam nadzieję, że spodoba Wam się moja kolejna krótka historia i więcej osób skomentuje, niż poprzednio :*
Chłopak unosi powieki, uważnie rozglądając się za swym przyjacielem - Morim.
-
Mori! - woła przez chwilę, siadając na miękkim materacu. Uśmiecha się szeroko
widząc jak czarno-brązowy owczarek niemiecki wskakuje mu na łóżko - Jesteś -
głaszcze go delikatnie po idealnie wystrzyżonym futerku. Mały szczeniaczek liże
jego wyciągniętą rękę.
Po
porannych pieszczotach, lekko zrzuca zwierzątko z łóżka, samemu z niego
wstając. Przeciąga się, rozprostowując plecy i napinające wszystkie mięśnie. Osiemnastolatek
podchodzi do szafki z ubraniami by wybrać dla siebie jakikolwiek zestaw do
szkoły. Naciąga na siebie trochę wytarte dżinsowe, sięgające mu do kolan
spodenki i sprany zielony podkoszulek. Rękami przeczesuje swoje włosy, które po
nocy wyglądają niezbyt dobrze. Uśmiecha się do swojego odbicia w lustrze i
zbiera z podłogi, czarny plecak.
Razem
z Morim w szybkim tempie zbiegają z drugiego piętra, do kuchni. Wita swoją
rodzicielkę, całusem w policzek. Pośpiesznie zabiera jednego banana i kanapkę,
ubierając ciemnozielone trampki.
-
Nie zapomniałeś o czymś? - pyta jego mama, machając mu przed oczami jego
okularami. Chłopak odwraca się, zabiera rzecz i wkłada ją na nos. Lekko
machając do rodzicielki, wychodzi z domu, ówcześnie zgarniając z szafki,
deskorolkę.
Dziewczyna
delikatnie wstaje ze swojego dużego łoża. Przeczesuje długie włosy i ziewając
przeciągle, zmierza do ogromnej białej szafy. Z zamkniętymi oczami, wybiera dla
siebie strój, składający się z czerwonego topu, beżowych spodenek i czarnych
Vans'ów. Drewnianą szczotką rozczesuje włosy, a po chwili zbiera z krzesła
biało-szarą torbę.
Szybko
zbiega ze schodów, zgarniając z półki jabłko i praktycznie wylatuje z domu.
Przez swoje roztargnienie i spoczywające na jej nosie czarne okulary
przeciwsłoneczne, nie widzi idącego po drodze chłopaka.
Osiemnastolatka
wpada w niego z impetem, powalając go na ziemię.
-
Jak łazisz pokra... - przerywa spoglądając w jego oczy. Jest trochę
zdenerwowana, lecz złość znika, a zastępuje je nieoczekiwane zaskoczenie.
Chłopak uśmiecha się widząc jej zawstydzenie - Przepraszam - duka.
-
Nie ma sprawy, ale czy możesz ze mnie zejść? - pyta towarzysz, poprawiając
okulary. Dziewczyna reaguje, niemal od razu, wstając z chłopaka. Podaje mu
rękę, ukazując szereg białych zębów. Zbiera swoją torbę, która pod wpływem
upadku, wyswobodziła się z jej uścisku. Lekko otrzepuje swoją własność,
nieśmiało spoglądając na stojącego obok niej osiemnastolatka.
-
Jestem Kim - wyciąga ku niemu rękę. Chłopak delikatnie podnosi dłoń dziewczyny,
całując ją. Onieśmielona Kim, stara się ukryć zdziwienie i wstępujące na jej
policzki czerwone rumieńce, promiennym uśmiechem. Chłopak odwzajemnia jej gest,
puszczając do niej oczko.
-
Jerry.
**-**
Blondynka
rzuca w chłopaka doniczką. Jest bardzo zdenerwowana, dosłownie widać jak kipie
z niej złość.
-
Jerry! Ty matole! - wrzeszczy na pół miasta, gdy po raz kolejny osiemnastolatek
wylewa na nią, wiadro zimnej wody.
-
Też cię kocham, Kimmy! - odpowiada jej, uśmiechając się łobuzersko. Podchodzi
do dziewczyny i lekko obejmuje ją w talii - No już, nie gniewaj się - mruczy
do jej ucha.
- I
to ma być podryw? - pyta Kim, unosząc jedną brew do góry. Zarzuca ręce na jego
szyję. Chłopak śmieje się lekko, na co dostaje od dziewczyny w brzuch.
-
Teraz to już zrezygnowałem z podrywania ciebie, wiesz? - odpowiada jej,
rozmasowywując bolące miejsce.
-
Wielka szkoda, chyba będę płakać - śmieje się, ściągając spodenki i bluzkę.
Podchodzi do leżaka, w celu poopalania się. Zakłada na nos okulary i chwyta w
ręce krem.
-
Pomóc ci? - słyszy jego głos.
- Dziękuję,
ale poradzę sobie sama - odpowiada.
-
Idiotka - szepcze co nie uchodzi uwadze blondynki. Cicho podchodzi do niego i
popycha w stronę basenu.
-
Ciota - rzuca, gdy chłopak wyłania się z wody. Wpatruje się w nią jak w
obrazek.
-
Jesteś bardzo śliczna, Kimmy - szepcze, rozmarzonym tonem. Uśmiecha się do niej
szeroko, wychodząc z basenu.
-
Dzięki, ty też jesteś bardzo przystojny - mówi, podchodząc do niego. Stoją od
siebie kilka kroków. Chłopak widząc dobrze znany mu błysk w jej orzechowych
oczach, pada na kolana przed blond pięknością.
-
Kocham cię Kimmi - wypowiada, wyczekująco patrząc na Crawford. Dziewczyna
również upada na kolana, tuż przed nim.
-
Też cię kocham Jerri - odpowiada, wtulając się w jego nagi tors. Zaciąga się
zapachem Martineza, z całych sił przytulając się do niego. Chłopak wtula twarz
w jej wilgotne, złote włosy. Ramionami otula jej szczupłą talię, zamykając jej
ciało w żelaznym uścisku. Po kilku sekundach dwójka wybucha śmiechem, gdyż wreszcie
nauczyli się ról do przedstawienia.
-
Powiedz to jeszcze raz - słyszy jej słodki głos. Osiemnastolatek uśmiecha się.
-
Kocham cię, Kimmy - mówi, spoglądając w jej piękne oczy. Dziewczyna tonie w
ciemnym blasku jego spojrzenia. Po chwili milczenia, czarnowłosy delikatnie
całuje jej mokry policzek.
**-**
Kimberly
biegnie tak szybko jak tylko może. Boi się i to okropnie, lecz nie może
pozwolić sobie na odpoczynek. Ktoś biegnie za nią. Blondynka ma już tego dość,
ale wie, że gdy zwolni szalony mężczyzna złapie ją i zrobi z nią to co będzie
mu się żywnie podobało.
Ucieka
jeszcze chwilę, aż w końcu upada przez wystający korzeń. Prześladowca dopada ją
i wpycha w gęste krzaki. Kimberly już to kiedyś widziała w filmach, które
oglądała w swoim pokoju, wtulona w Jerry'ego. Teraz psychopata po prostu, bez
żadnych świadków, ją zgwałci.
Gdy
praktycznie to co zakłada blondynka ma się wypełnić, słyszy uderzenie, a po
chwili widzi jak jej oprawca z hukiem spada na ziemie, obok niej. Przerażony
wzrok przenosi z mężczyzny, na swojego wybawcę. Osiemnastolatek uklęka przy
trzęsącej się Crawford. Natychmiastowo zdejmuje bluzę, otulając nią kruche
ciało Kim. Następnie delikatnie bierze ją na ręce, przytulając do siebie.
Dopiero w jego bezpiecznych ramionach dziewczyna wybucha płaczem, mocniej ściskając
go z podkoszulek. Spogląda mu w oczy z miłością i wdzięcznością.
-
Jerry, proszę.. Obiecaj mi - szepcze przez łzy. Wyciera rękawem mokre policzki,
lekko się uśmiechając.
-
Obiecuję, że już nigdy, cię nie zostawię...
**-**
Brunetka
z zadowoleniem patrzy w jego oczy. Ma plan. Jest doskonały. Wie co robi, wie,
że gdy jej plan się spełni złamie mu serce. Nie obchodzi ją to. Chce mu tylko
zadać ból. Oto jej głównie chodzi.
Dotyka
jego policzka, stając lekko na palcach.
-
To koniec Jerry - mówi to tak bardzo spokojnie, jakby chciała mu powiedzieć, że
dostał kozę i musi zostać po lekcjach.
-
Co? - jąka, nie wierząc w to co właśnie usłyszał. Z niedowierzaniem patrzy na
nią. Jest zaskoczony, a do tego, jego serce rozpada się na miliony kawałeczków.
-
To co słyszałeś, Martinez. To koniec, nie kocham cię - wypowiada po raz drugi,
szyderczo się śmiejąc.
Idąca
szkolnym korytarzem Crawford, widzi zaistniałą sytuację. Krew w jej żyłach
buzuje, a ona ma nieodpartą ochotę przetrącenia buźki, byłej dziewczynie
Jerry'ego.
Po
chwili do jej głowy wpada idealny plan. Cicho skrada się do dwójki nastolatków,
którzy zdążyli być już w centrum zainteresowania. Gdy jest w odpowiedniej
odległości, kopniakiem z pół obrotu przewraca brunetkę na ziemię. Wykręca jej
ręce, zawiązując je z tyłu pleców. Od woźnego zabiera brudną szmatkę, wkładając
ją do ust dziewczynie. Z wielkim uśmiechem na ustach, siada na osiemnastolatce,
patrząc jej w oczy z wyższością.
-
Żryj szmaty, Grace!
Większość
uczniów, którzy przypatrywali się tej bójce, wydaje z siebie szaleńcze okrzyki
i wiwaty. Klaszczą w ręce, szydząc z leżącej na ziemi, Parkins, szkolnej
królowej, która spadła ze swojego tronu z wielkim hukiem.
Blondynka
wstaje, zbierając swoją torbę. Opiekuńczym spojrzeniem wyszukuje Jerry'ego. Gdy
wreszcie zauważa jego czarną czuprynę, szybko podąża w jego stronę. Chłopak
wciąż na policzkach ma łzy, które błyszczą się lekko niczym rosa. Kimberly
ociera jego twarz, mocno obejmując go za szyję.
-
Już dobrze Jerry - mruczy, uspokajającym tonem niczym stroskana matka - Nikomu
nie pozwolę cię skrzywdzić.
Martinez
odchyla od siebie Crawford, patrząc w jej oczy z wdzięcznością. Zimnymi
wargami, czule muska jej czoło, wdychając kwiatowy zapach jej włosów.
- Dziękuję
Kimmy.
**-**
Staruszka
siedzi w bujanym fotelu i czyta już zniszczoną książkę. Z uśmiechem na swych
zmęczonych ustach, przewraca białe stronice. Każdej z kilkuset stron poświęca
dużo uwagi, przypominając sobie wszystkie wspomnienia, związane z cudownymi
wydarzeniami, przygodami czy historiami. Każde zdjęcie, zapisane słowo, tworzy
odrębne i tak bardzo różne opowiadanie, że nawet największa księga nie mogłaby
ich wszystkich tam pomieścić. Albowiem ich historia zawiera więcej niż kilka
wymownych gestów, uroczych spojrzeń czy niespodziewanych dialogów. To życie,
które nieustannie trwa, zapisując kolejne sekundy w kartach historii. Ich
życie, tak niesamowicie różne, inne, nie banalne i oryginalne na swój sposób.
Odegrali w swoich światach ważne role, będące własnymi przeciwnościami i
identycznymi sytuacjami. To oni – Kimberly Crawford i Jerry Martinez.
Kobieta
zamyka książkę, a jej spojrzenie spoczywa na drewnianym oknie. Duży, rozłożysty
parapet z widokiem na plażę i kawałek miasta. To było ich ulubione miejsce, w
którym zawsze dzielili się swoimi przeżyciami, a teraz pozostało po tym tylko
kilka wyprutych oliwkowych i liliowych poduszek, stara poszwa z brązowymi
znakami, dwa pluszowe misie bez prawego oka oraz lewej łapki, kupki okruszków
po zbożowych batonikach z pobliskiego sklepiku i jedna plama po owocowym soku,
którego za żadne skarby, nie dało się zmyć.
Staruszka
zamyka oczy, a z nich po kolei wypływają małe stróżki łez.
- To ostatnia
rzecz jaka mi po nim została - szepcze na ucho wiatru, wycierając słoną ciecz. Jednak
z uśmiechem bierze do ręki małe zawiniątko. Otwiera je i przytula drobną
kremową owieczkę. Patrzy na obraz jego podobizny, a serce ma ochotę krzyczeć.
Usta poruszają się tylko lekko.
- Nawet gdy
cię nie ma, wciąż tęsknię. Codziennie tak samo, a możliwe, że jeszcze bardziej -
zamyka oczy, wydając z siebie ostatnie westchnie. Na jej zmęczonych ustach,
gości uśmiech.